Szukaj na tym blogu

środa, 12 listopada 2014

4 sposoby na to by odciągnąć dziecko od komputera

Który rodzic tego nie zna? Tego uczucia zmęczenia, zniechęcenia i prostej chęci posiadania kilku chwil dla siebie. I  wtedy właśnie z pomocą przychodzi ten cud techniki, który zrewolucjonizował nasze życie. Moje dzieci nie potrafią już bez niego żyć... O czym mówię? Mówię o naszych kochanych komputerach, o internecie, o bajkach w tv.
Dla moich dzieci scenariusz, który był smutną rzeczywistością mojego dzieciństwa brzmi zapewne jak jakieś mało prawdopodobne science fiction. Jak współczesny 4-latek może w ogóle żyć w świecie, w którym luksusem był czarno - biały lampowy telewizor, a bajki były wieczorem przez pół godziny. A potem z reguły, czy się miało na to ochotę, czy nie - szło się spać.
Niestety dopuściłam do takiego stanu rzeczy, mimo że już na studiach miałam okazję zdobyć wiedzę na temat szkodliwego oddziaływania kreskówek i tv na psychikę dzieci (temat jednego z następnych postów). Sama jestem sobie winna - sama też musiałam wielokrotnie poszukiwać metod "oderwania" moich dzieci od szklanego ekranu.

1) Na początku truizm: żeby oderwać dziecko od komputera, gier, telewizji i internetu trzeba się nim po prostu zająć. Trzeba zaangażować się w ten proces osobiście, poświęcić temu swój czas i uwagę. Tak przynajmniej trzeba postępować z moimi dziećmi (2 i 4 lata). Być może żyją sobie gdzieś na świecie w naszym kręgu kulturowym dzieci, które potrafią się zająć same sobą - cóż myślę że ich rodzice należą do największych szczęściarzy na świecie.

2) Najprawdopodobniej trzeba będzie wymyślić dziecku jakąś zabawę, coś co będzie wymagało od dziecka pewnego wysiłku intelektualnego i zaangażuje go na tyle, by zdołało zapomnieć o uzależniających grach.

3) Ustal zasady. U mnie sprawdza się scenariusz, a którym granie na komputerze jest możliwe między 18.00 a 19.00, a potem w nagrodę dziecko może poogladać bajkę, ale już nie w komputerze tylko w tradycyjnym telewizorze (4-latek świetnie zna się na tym, jak zmienić bajkę na grę). Ok. 8.00 wieczorem obowiązkowo (mimo że dzieci zawsze protestują i nie chce im się spać) gasimy światło i "odpoczywamy". Pomimo faktu, że słyszę wielokrotnie że "nie pójdę spać", "nie chcę mi się spać", to o dziwo, dzieci po jakiś 20 minutach już śpią. Warunek: wyłączona telewizja, internet i światło i ciepła kołderka:).

4) Trzeba dzieciom zorganizować czas wolny w sposób ciekawy i rozwijający. To naprawdę nie muszą być wielkie sprawy, często wystarczy pójść na spacer czy też na plac zabaw. Można rozważyć też wizytę w bawialni, w kinie, zajęcia z robotyki, wizytę w muzeum (wystawa dla dzieci), festyn, skansen, ogród botaniczny, czy też wycieczkę do centrum handlowego po to by pojeździć na ruchomych schodach (nie wiem na ile jest to wychowawcze i wartościowe, ale moje dzieci to uwielbiają i nie spędzają tego czasu przed komputerem)

Inne dość fajne i przede wszystkim zebrane w jednym miejscu sposoby na wspólne spędzanie czasu z dziećmi znajdują się np. pod tym linkiem.

piątek, 7 listopada 2014

dzieci kosztują czyli to co boli - podsumowanie wydatków na dzieci w październiku 2014

***
Dzieci kosztują. To oczywista oczywistość. Ktoś może powiedzieć, że to stwierdzenie to banał, jakaś kolejna truistyczna odmiana stwierdzenia, że "życie kosztuje". Różnica w planowaniu wydatków w okresach "przed dziećmi" i "teraz" polega na tym, że wcześniej większość rzeczy "mogła być" (jeśli akurat było mnie na nie stać), a teraz te opcjonalne rzeczy po prostu być muszą. A oprócz tych opcjonalnych rzeczy, które ewentualnie przy braku kasy uznałabym za rzeczy zupełnie zbyteczne, są też rzeczy które w moim mniemaniu muszą mieć w sposób absolutny (pieluchy, chusteczki, mleko modyfikowane, zasypki). O tego typu wydatkach dorosły singiel nawet nie myśli. To jest właśnie podstawowa różnica, która wyznacza jakoś i nadaje siłę moim finansowym rozterkom. A ponieważ wizja zasiłku dla bezrobotnych zbliża się nieuchronnie, postanowiłam zapisywać tutaj, na tym blogu moje przychody i wydatki. I tutaj właśnie zacząć pisać o tym, z czego będę musiała zrezygnować na pierwszym miejscu. I, o zgrozo, z czego będę musiały zrezygnować moje dzieci.
Zaznaczę, że żyjemy dość skromnie. Mieszkamy w kawalerce w jednym z miast wojewódzkich. Kawalerka była kupiona przeze mnie w panieńskich czasach na kredyt. Oboje mamy wyższe wykształcenie, ale żadne z nas nie reprezentuje typu yuppies.
Poniżej przedstawię zestawienie moich przychodów i wydatków, wraz z krótkim komentarzem dotyczącym mojego nastawienia emocjonalnego do poszczególnych pozycji. Oczywiście, wszystko pod kątem dzieci.
Opisze to może tak jak ja to widzę moimi oczami, wraz "ze wzlotami i upadkami" związanymi z wpływami i wydatkami na koncie.

1) Miesiąc rozpoczęliśmy na debecie: -800 zł - tyle wynosiło saldo na naszym koncie na początku miesiąca. Debet ciągnął się za nami od czasów wakacji, które jak wiadomo kosztują.
W tym roku pozwoliliśmy sobie na wakacje - były to nasze pierwsze wakacje od  4 lat, ale niestety trzeba je spłacać przez kilka następnych miesięcy.
2) Wpływ: 1950 zł spowodował ze mieliśmy na koncie 1150 zł - kwota wpływu cieszy niezmiernie i kiedyś wydawała się olbrzymią. Niemniej jednak, w obliczu potrzeb związanych z dwójką dzieci te pieniądze rozeszły się równie szybko jak wpłynęły
3) Wypłaciłam 950 zł, z czego 730 zapłaciłam za żłobek, 180 zaś na przedszkole, ponadto zapłaciłam w przedszkolu komitet rodzicielski i zaległą składkę na materiały biurowe - w sumie 95 zł.  Suma wydanych pieniędzy tylko na dzieci: 1005  zł. Saldo:145 zł.
4) Saldo 145 zł na samym początku miesiąca to bardzo mało żeby przeżyć do 10-tego.Dostaliśmy 740 zł. Suma: 885 zł. wydawało by się to dużo dla mnie jeszcze 3 lata temu. Ale niestety: miałam zaplanowana operację, wydatki na dojazdy do szpitala w innej miejscowości, leki, jedzenie dla nas, a przede wszystkim jedzenie i środki higieniczne dla dzieci pochłonęły wszystko. Przed 10-tym saldo wynosiło ok. 0,00 zł.
5) Wpłynęło 1660 zł.  - pieniądze te rozeszły się bardzo szybko ponieważ musiałam opłacić kwestie mieszkaniowe, u nas pojawiające się w drugiej połowie miesiąca Rata kredytu hipotecznego: 530 zł, czynsz za mieszkanie: 241 zł, rachunki: ok. 200 zł. Suma wydatków mieszkaniowych: 881 zł, saldo do końca miesiąca: 780 zł. Rozchodzi się szybko i wymaga oszczędności na . Zwłaszcza że musieliśmy kupić jeszcze znicze - koszt ok. 80 zł.


Przychody Koszty
Moje wynagrodzenie 2 500,00 zł Żłobek (prywatny) 730,00 zł
Wynagrodzenie mojego męża 1 680,00 zł Opłata za przedszkole 168,00 zł
Dodatkowe pieniądze (wpływ jednorazowy) 350,00 zł Komitet rodzicielski (I rata), opłata za materiały (I rata) 95,00 zł
Pieluchy 120,00 zł
Chusteczki 40,00 zł
Mleko Bebiko (dla dwóch chłopaków) 300,00 zł
Deserki, jogurty, i art. spożywcze z których w domu korzystają tylko dzieci 300,00 zł
Rata kredytu hipotecznego 550,00 zł
Czynsz 241,00 zł
Rachunki 200,00 zł
Spłata kredytu odnawialnego 800,00 zł
Benzyna 400,00 zł
Żywność, środki higieniczne 800,00 zł
Zdrowie (leki, operacja) 200,00 zł
Znicze 80,00 zł
 Suma 4 530,00 zł 5 024,00 zł


Miesiąc zakończyliśmy na debecie: -494 zł. Pocieszający jest fakt, że debet ten jest niższy niż w zeszłym miesiącu. Nastąpiła więc spłata zadłużenia.
Suma wydatków na dzieci w miesiącu październik 2014 r wyniosła 1753 zł , co stanowiło 38% dochodów. 
Suma wydatków na spłatę zadłużenia wyniosła 1350 zł, co stanowiło 30% dochodów.

Można powiedzieć że na razie nie jest źle. Zarabiam dość dobrze. Przerażający jest jednak fakt, iż stycznia może być znacznie gorzej  - stracę (przynajmniej czasowo) pracę, nie będzie wpływu w wysokości 2500 zł miesięcznie. Zamiast tego wpłynie zasiłek dla bezrobotnych - nie wiem nawet w jakiej wysokości, ale podejrzewam że nie więcej niż 500 zł. Jak mam wychować moje dzieci w godny sposób? Jak? Nie chcę, by moje dzieci żyły w biedzie.